Niektórym to się nie mieści w głowie. Jak krytyk odrzucający głośne przedstawienia Krzysztofa Warlikowskiego, w tym "Oczyszczonych", "Bachantki" i "Burzę", może nagle przyjąć jego teatr za własny. Spojrzeć - jak pisał Andrzej Wanat - na świat i na teatr z tego samego, co reżyser okna. Takie olśnienie zdarzyło mi się przed trzema laty podczas premiery "Kruma" w TR Warszawa. Jedni pisali o tej inscenizacji, że rozwichrzony, chętnie wzniecający ferment artysta zgrzeczniał, nadto się uspokoił, poszedł w rejony klasyczne, nawet akademickie. Inni, w tym niżej podpisany, dostrzegli w "Krumie" nowe otwarcie teatru Warlikowskiego. Zdecydowane wzbogacenie palety emocjonalnych barw, urozmaicenie języka scenicznej opowieści bez wyrzekania się tego, co dotychczas stanowiło esencję przekazu reżysera. Wydany teraz przez Polskie Wydawnictwo Audiowizualne "Krum" tylko utwierdza w tym myśleniu. Otrzymaliśmy na własność nie tylko jedno z najważniejszych osiągnię�
Tytuł oryginalny
Teatr. Wydarzenie
Źródło:
Materiał nadesłany
Dziennik nr 155 - dodatek Kultura