- Nigdy nie chciałem się bawić w menedżera. Zostałem dyrektorem naczelnym, bo taka była konieczność. Przede wszystkim zawsze byłem artystą i nim chcę pozostać - o swojej dymisji mówi JACEK KASPSZYK, dyrektor Opery Narodowej.
Adrianna Ginał: Panie dyrektorze, dlaczego podał się Pan do dymisji? Jacek Kaspszyk: Zacznijmy od tego, że objęcie przeze mnie w 2001 r. funkcji dyrektora naczelnego nie wynikało z moich chęci, tylko z nagłej zmiany sytuacji. Ówczesny dyrektor naczelny Opery Narodowej Waldemar Dąbrowski został szybko ministrem kultury. Zdecydowano o tym właściwie w pięć minut. Był początek lipca, w teatrze wakacje i nagle znaleźliśmy się w niełatwej sytuacji. Teatry operowe na świecie latami szukają dyrektorów, my musieliśmy decydować natychmiast. Doszliśmy do wniosku, że dopóki nie będzie innego kandydata, będę tę funkcję pełnił. Przez parę lat łączyłem trzy role - dyrektora naczelnego, artystycznego i pierwszego dyrygenta, mając oczywiście życie koncertowe. Było to obciążające i nadszedł czas, by złożyć rezygnację. Zaważyło na niej 6 mln zł długu teatru wobec ZUS i Zakładowego Funduszu Świadczeń Socjalnych? Długi towarzyszą mi od p