Spotykam znajomego. "Byłem na "Cyganerii" w Wielkim" - powiada mi. "I jak ci się podobało?" Wiesz, po prawdzie, trochę się zawiodłem. Bo myślałem sobie, że na Cyganerii to zobaczę obóz cygański, piękne tańce itp. itp. A tu masz ci biedę. Ani jednego cygana na scenie. Najlepiej opowiem ci jak to było.
Najpierw na scenie stoi ci dwóch, obaj ubrani w piękne garnitury z UNRRA-y, takie wiesz: fioletowa marynarka, wąziutkie spodenki, zapinane na zamek błyskawiczny itd. Śpiewają że im zimno jak diabli, bo aprowizacja węgla nie przydzieliła. Nic zresztą dziwnego, że zimno, bo okno u nich ogromne, za szyby chyba ładnych parę tysiączków musieli zapłacić. Wreszcie jeden, co widocznie miał znajomość z Biurem Gospodarki Papierem zaproponował aby napalić tym tak cennym materiałem. Niewiele się chyba tymi dwoma spalonymi arkuszami papieru ogrzali, tym więcej, że przyszedł jeszcze trzeci, któremu przydzielono w dodatku do garnituru niezmiernie modny kapelusz, taki zupełnie nowoczesny. Po tym paru kelnerów przyniosło dużo jedzenia, a i nawet czystej, przyszedł czwarty, który zdobył forsę na te przysmaki i zaczęło się robić bardzo wesoło. Mając pieniądze postanowili iść na lumpkę, ale ten jeden przypomniał sobie, że ma do napisania artykuł do "Woli Lu