Jeszcze przed premierą autorzy przedstawienia zapewniali, że na scenie Teatru Polskiego zobaczymy Fredrę współczesnego. Że opowieść o wystrychniętym na dudka Mefistofelesie polskiego jeszcze-nie-kapitalizmu, jak nic przystaje do naszej przekapitalizowanej epoki. Ale nic z tego. Nieśmiertelność Łatki nie polega na tym, że zawsze gdzieś znajdzie się szuja, dla której zawołanie "Co? gdzie? Komu? - mniejsza o to. Byle złoto! byle złoto! " jest życiowym credo. Fredrowski sknera żyje dzięki prawu scenicznej reinkarnacji. Z równym wdziękiem wciela się w Rapackiego, któremu przyprawia krogulczy nos, Woszczerowicza - zmieniając go w gnoma nasłuchującego brzęku monet, Solskiego, wysysając z niego całą energię i przemieniając w wieszak na znoszony surdut, wreszcie Łomnickiego, którego twarz sprowadza do pomarszczonego mieszka. To rola, jak niewiele w naszym rodzimym repertuarze, gwiazdorska. Więc póki gwiazd nie brakuje, poty nie potrzebne będą n
Tytuł oryginalny
Teatr w szklanej kuli
Źródło:
Materiał nadesłany
Życie