- Po "Klątwie" i manifestacjach jej towarzyszących, ale też po kolejnych premierach, które dookreślały naszą perspektywę krytycznego działania, co jeszcze w ogóle mamy do powiedzenia. Jak myśleć o kolejnych spektaklach? Gdzie konieczna jest praca na rzecz realnej zmiany? Wtedy uświadomiliśmy sobie, że taką przestrzenią jest zakład pracy - mówi Paweł Sztarbowski, zastępca dyrektora ds. programowych Teatru Powszechnego w Warszawie, w rozmowie z Anetą Głowacką w Opcjach.
Aneta Głowacka: Jak dyrektor teatru radzi sobie z presją produkcji, wiedząc, że urzędnicy oceniają jego pracę, biorąc pod uwagę mierzalne wskaźniki typu: liczba premier, frekwencja, wpływy z biletów, a nieco mniej interesuje ich społeczna rola instytucji, bo trudno to zmierzyć? Paweł Sztarbowski: Mam wrażenie, że w produkcji wydarzeń kulturalnych czy teatralnych presję, o której mówisz, paradoksalnie budujemy sobie sami, my i nasze środowisko. Jest to presja konkurencji, przymus tworzenia nowych zjawisk, lansowania nowych nazwisk i nowych tytułów. Przymus nowości w dużej mierze jest narzucany również przez recenzentów i dyrektorów festiwali teatralnych, jakkolwiek muszę powiedzieć, że sami mu ulegamy. Wszyscy chcą być najlepsi, chcą robić nowe rzeczy, wszyscy próbują sami siebie przeskakiwać. Mam poczucie, że to, co ma służyć krytycznemu myśleniu, tworzeniu nowych perspektyw w sztuce, w ostatnich latach stało się rodzajem jakiegoś dziw