EN

23.02.2023, 13:04 Wersja do druku

Teatr ukraiński w otchłani

Głównym zwycięstwem w tej wojnie będą nie terytoria uwolnione od okupantów, lecz utrwalenie przez Ukraińców narodowej tożsamości. Wojna przyniosła naszej ojczyźnie wiele nieszczęścia, ale spowodowała także bezprecedensowe zainteresowanie świata Ukrainą, jej kulturą, sztuką, historią. Dzięki uwadze Zachodu Ukraińcy odkrywają samych siebie – akceptują własny język i kulturę, uczą się je lubić, uświadamiają sobie miłość do ziemi ojczystej. Pojawił się jednak inny problem – jak zachować tożsamość narodową we wspólnotach uchodźców przyjętych przez sąsiednie państwa, wśród których liderem jest Polska.

Imperatyw humanizmu
W ubiegłym roku Ukraińcy dowiedzieli się – nie z książek – na czym polega banalność zła. Jednocześnie otrzymali bezprecedensowe wsparcie światowej społeczności, bliskich i dalekich sąsiadów. Pierwsze i zarazem największe uderzenie tsunami uchodźców przyjęła na siebie Polska. Nie będziemy mogli odwdzięczyć się polskiemu społeczeństwu w podobny sposób, ale odpowiedzią może być poznanie języka polskiego, waszej kultury, podjęcie dialogu w życiu codziennym, w sztuce, polityce, a najważniejsze – przyswojenie sobie lekcji miłosierdzia, którego doświadczyliśmy w bezprecedensowym wymiarze.

Kryzys jako szansa
Wiele lat temu podczas festiwalu Dialog we Wrocławiu kupiłam polskie tłumaczenie książki Hansa-Thiesa Lehmanna Teatr postdramatyczny. Od tego czasu marzyłam o opanowaniu języka polskiego w stopniu wystarczającym, aby ją przeczytać, nie tracąc żadnego z sensów. Moje marzenie prawie się spełniło – w ubiegłym roku, który spędziłam w Warszawie, udało mi się opanować język polski na poziomie wystarczającym do czytania literatury pięknej i naukowej. Książka jednak została w domu, w Kijowie. Oczywiście, można ją przesłać pocztą, przekazać pociągiem – najważniejsze jest poczucie, że mogę ją przeczytać. Towarzyszy mu jednak trudna do wyrażenia utrata zdolności cieszenia się z osiągnięcia wymarzonego celu. Pomijając kwestię uczuć, trzeba zauważyć, że Ukraińcy, a zwłaszcza Ukrainki, które z dziećmi lub bez dzieci znalazły schronienie w europejskich krajach, otrzymali możliwość uczenia się, zdobywania nowych doświadczeń.

Koło ratunkowe
O tak intensywnej obecności naszego teatru w obiegu międzynarodowym jak w ubiegłym i obecnym roku, mogliśmy dotąd tylko marzyć. Środowiska teatralne na całym świecie niezwykle szybko wsparły artystów z Ukrainy. Dzięki programowi rezydencji artystycznych Instytutu Teatralnego im. Zbigniewa Raszewskiego w Warszawie, do którego dołączyły sceny z całej Polski, wielu ukraińskich twórców otrzymało możliwość uprawiania zawodu.

Lena Laguszonkowa, Życie na wypadek wojny, reż. Ula Kijak, Teatr im. Wilama Horzycy w Toruniu i Teatr Polski w Bydgoszczy (2022); fot. Magda Hueckel.

Spektakle zrealizowane w ramach rezydencji to głównie teatr dokumentalny, odnoszący się do doświadczenia uchodźstwa i wojny. Zarówno dla twórców, jak i dla publiczności, mają one znaczenie bardziej terapeutyczne niż artystyczne. Zdarzają się jednak interesujące projekty, w których udaje się połączyć aktualność z oryginalną formą.

Every Minute Motherland, chor. i reż. Maciej Kuźmiński Company (2022);
fot. Marcin Moskwa.

To przede wszystkim wspólne produkcje ukraińskich i polskich reżyserów czy choreografów, choćby Życie na wypadek wojny – dramat Leny Laguszonkowej w reżyserii Uli Kijak. Sztuka jest złożona ze świadectw ukraińskich aktorek, które występują w przedstawieniu. Sukces Every Minute Motherland jest z kolei efektem współpracy polskiego choreografa Macieja Kuźmińskiego i ukraińskich tancerek.

Permanentna prowizorka
Ukraińcy mawiają, że nie ma nic bardziej trwałego niż to, co tymczasowe. Ludzie, którzy wyjechali z Ukrainy w marcu 2022 roku, w większości byli święcie przekonani, że po kilku miesiącach wrócą do domu. Tymczasem minął rok, niektórzy rzeczywiście wrócili, niektórzy nie mają do czego wracać. Przez ten czas narastało zmęczenie i uchodźców, i społeczeństw, które ich przyjęły. Przeszliśmy etap wyrażania traum i akceptacji nowej rzeczywistości. Po obu stronach pojawia się pytanie: co dalej? Dla Polaków tak znacząca społeczna zmiana to nie lada wyzwanie. Najpierw Czeczeni, Syryjczycy, Białorusini, a obecnie Ukraińcy zasilają jednorodne dotąd narodowościowo społeczeństwo. Jest to wyzwanie, ale także okazja do praktykowania życia w wielokulturowości – istotnego fundamentu Unii Europejskiej. Ukraińcy dostali od państwa polskiego wyjątkowe możliwości integracji, także dlatego, że już przed agresją Rosji stanowili największą, prawnie chronioną mniejszość narodową.

Dialog czy asymilacja?
Poczucie wdzięczności, które noszę w sercu, podziela wielu rodaków, różnych zawodów i o różnym statusie społecznym. Czy to preludium do wtopienia się w nowe społeczeństwo? Niejedna osoba już teraz deklaruje, że nie planuje wracać do domu. Nawet po zwycięstwie. Co z ich narodową tożsamością, z poczuciem obywatelskich powinności wobec ruin i pogorzeliska na ojczystej ziemi? Kraj trzeba będzie odbudowywać. Wielu Ukraińców przenosi do Polski biznesy, studenci wstępują na polskie uczelnie, artyści angażują się w liczne projekty. Bardzo łatwo nam to przychodzi. Dzieci, które przyjechały rok temu, już dość swobodnie rozmawiają po polsku, uczą się według polskich programów. Niektóre z nich równolegle uczestniczą zdalnie w lekcjach w szkole ukraińskiej, ale jest to dość trudne. Czy zostaną Polakami? Nie. To, czy zachowają ukraińską tożsamość, zależy wyłącznie od ich rodziców. Procesy dyfuzji między Polską a Ukrainą nie ustaną nigdy, podobnie jak nigdy Ukraina nie pozbędzie się sąsiada ze wschodu. Pytanie, według jakich zasad odbywa się ta dyfuzja – dialogu czy asymilacji? Ze względu na okoliczności, przeważa ta druga opcja. Podobnie dzieje się z ludźmi teatru. Niektórzy dość dobrze opanowali język polski i zaczęli pracować w stałych zespołach. Dla większości aktorów pozbycie się akcentu nie jest łatwe, dlatego nawet ci znakomici angażowani są na ogół do milczących ról, do scen zbiorowych lub – do ról Ukrainek, Ukraińców.

Odizolowany system
Program rezydencji artystycznych Instytutu Teatralnego na pewien czas zagwarantował wręcz cieplarniane warunki – ukraińscy twórcy mogli pracować w języku ojczystym. Pytanie, na ile ich projekty są konkurencyjne wobec polsko-ukraińskich, pozostaje otwarte. Do tej pory spektakle w języku ukraińskim traktowały głównie o wojennych traumach. Wzbudziły zainteresowanie nie tylko uchodźców, lecz także polskiej publiczności (grano je z napisami lub z tłumaczeniem symultanicznym). Niestety, ich życie ogranicza się do kilku prezentacji, do wyjazdu na festiwal, choć zasługują na więcej. Pojawił się problem widowni. Dla kogo są realizowane? Jeśli dla Ukraińców, to jest dość ograniczone grono odbiorców. Tym bardziej, że w większości uchodźcy pochodzą z małych miast wschodniej Ukrainy i po prostu nie mają nawyku chodzenia do teatru. Żeby wzbudzić ich zainteresowanie sztuką, potrzebne są edukacja i informacja. W przypadku polskiego widza barierę stanowi język: należy grać po polsku, czy też wystarczą napisy i tłumaczenie? Wszystkie te pytania prowadzą do głównego: co dalej? Asymilacja czy dialog?

Doświadczenie Guliwera
Jednym z najbardziej udanych artystycznie projektów, zrealizowanych w ramach rezydencji, okazało się przedstawienie Niezwykle światy Barona Münchhausena w Teatrze Guliwer w Warszawie. Spektakl dla dzieci, w którym bardzo subtelnie wprowadzono „dorosłe” tematy: samotność, rozłąka z domem, przywrócenie wiary w siebie. Wątek uchodźczy został opowiedziany w formie bajkowej metafory.

Mykoła Miszyn, Niezwykłe światy Barona Münchhausena, reż. Mykoła Miszyn, Teatr Guliwer w Warszawie (2022); fot. Piotr Litwic.

Przedstawienie, choć w języku ukraińskim, obejrzało wiele polskich rodzin. Na popremierowej dyskusji zostali głównie Polacy. Któryś z aktorów rzucił pomysł, że dobrze byłoby przetłumaczyć tekst na polski, zapewniając przedstawieniu stałe miejsce na afiszu. Polski widz zauważył, że dzięki brzmieniu języka oryginału treść i artystyczna jakość spektaklu zyskują dodatkowy walor. Jednak tak wnikliwych i otwartych widzów nie jest zbyt wielu. Czy w długiej perspektywie Polacy będą zainteresowani teatrem w języku ukraińskim? Na to pytanie na razie nie ma odpowiedzi.

Ukraińska scena jako bezpiecznik
Przypadek Teatru Guliwer prowadzi do kolejnego pytania – o powołanie w Polsce stałej sceny ukraińskiej, która skupiałaby rozproszone projekty, zapewniała utrzymanie stałego repertuaru zarówno dla publiczności ukraińskiej, jak i polskiej. Pomysł ten jest rozważany już od dawna, równolegle w kilku środowiskach, choć wciąż nie podjęto jeszcze konsolidacji tych działań. Inicjatywa jest ważna nie tylko dla uchodźców, lecz także dla społeczeństwa polskiego.
Wojna rozpętana przez Rosję nosi wszelkie cechy ludobójstwa. Jej celem jest także wymazanie tożsamości, języka, kultury ukraińskiej. Dlatego utrzymanie kultury i języka jest jednym z najważniejszych i najtrudniejszych wyzwań stojących przed Ukrainą. Wojna się skończy, ale nie wszyscy wrócą do kraju. Wrócą ci, którzy nie utracą więzi z ojczyzną i jej kulturą. Takich osób będzie coraz mniej.

Zachowanie granic
Ukraina i Polska są najbliższym sąsiadami, ale różnymi narodami – zasymilowani Ukraińcy nigdy nie staną się Polakami. Oczywiście, niepodległość Ukrainy jest warunkiem bezpieczeństwa Polski. Paradoks polega na tym, że tożsamość Ukraińców, którzy znaleźli schronienie w Polsce, zaczyna się rozmywać. To naturalny proces, gdy żyje się w kraju, który pod każdym względem gwarantuje stabilizację i bezpieczeństwo.

Uchodźcy i uchodźczynie z Ukrainy w Nowym Teatrze w Warszawie, projekt „Nowi Sąsiedzi” (wiosna 2022); fot. ze zbiorów Ołeny Apczel.

Dlatego też niesłychanie ważne jest stworzenie miejsca, w którym można byłoby pracować z ukraińskim słowem, odwołując się do ukraińskich kodów kulturowych, w trybie ciągłym, a nie doraźnie, w ramach jednorazowych projektów. Chodzi o to, by dorośli i mali Ukraińcy nie zapomnieli samych siebie. Od razu pojawiają się pytania: czy to jest ważne także dla społeczeństwa polskiego i kto ma za to płacić? Odpowiedź jest dość prosta. Kultura to bezpieczeństwo. Nawet kiedy skończy się wojna i Ukraińcy zaczną wracać do kraju, w Polsce pozostaną najliczniejszą mniejszością narodową. Wiedza przeciętnego Polaka na temat Ukrainy i jej obywateli opiera się z reguły na zestawie stereotypów, czasem niezbyt pozytywnych, co nie sprzyja ciepłym stosunkom. Z czasem mogą pojawić się napięcia. Ukraińska stała scena mogłaby stać się przestrzenią dialogu, miejscem do przedstawienia naszych racji, zwyczajów, a w efekcie – wzbogacić polskie dziedzictwo kulturowe. Uczłowieczenie Innego przez osobisty kontakt i rozmowę to solidny bezpiecznik przeciw ksenofobii. Stosunki polsko-ukraińskie nigdy jeszcze nie były tak ścisłe i pokojowe jak teraz. Nie straćmy tego momentu.

Anastasija Hajszeneć


przełożył Andrij Saweneć


Autorka jest krytyczką teatralną, dziennikarką, kierowniczką programu „Sztuki performatywne” Instytutu Ukraińskiego w Kijowie.

Źródło:

Materiał własny