EN

20.02.2016 Wersja do druku

Teatr STU widziany intymnie

Pękata teczka z programami z logo STU uświadamia mi, jak bardzo był to mój teatr. Przez 45 lat. Jak kształtował mój gust, podobnie jak inne sceny działające w ramach tzw. teatru otwartego, którego festiwal odbywał się we Wrocławiu. Kalambur, Teatr 77, Teatr Ósmego Dnia, Scena Plastyczna KUL i wiele innych, goszczących na krakowskich, obleganych tłumnie, Reminiscencjach, to był mój świat teatru alternatywnego; pewnie dlatego nie biorą mnie dziś wybiegi i zabiegi rozmaitych postmodernistów... - pisze Wacław Krupiński w Dzienniku Polskim.

Pożółkłe strony listopadowego numeru z roku 1974 "Magazynu Studenckiego", niegdysiejszej tzw. jednodniówki, choć ukazującej się niemal co miesiąc (to moje dziennikarskie uniwersytety), a w nim tekst "Exodus - widziany intymnie". I podpis: Wacław Krupiński. Czytam po ponad 41 latach i uśmiecham się do tamtych, naiwnych (?) myśli. Cóż, tak odebrałem ów poemat obrzędowy Leszka Aleksandra Moczulskiego. Wywarł na mnie wielkie wrażenie; chyba nawet większe niż wcześniejsze, jakże ważne spektakle STU: "Spadanie" i "Sennik polski". Tam słowami rozmaitych twórców rozlegał się krzyk tych, dla których przeżyciem pokoleniowym był rok 1968, głos wyrosły na fali kontrkultury lat 60. - u nas wpisanej w wydarzenia Marca `68 i Grudnia `70. "Exodus", choć nadal nie wolny od kontekstu politycznego, wydał mi się spektaklem odwołującym się do jednostki, do wrażliwości każdego z nas, do słów najpierwszych, do prawd podstawowych. Zresztą w programie do owego

Zaloguj się i czytaj dalej za darmo

Zalogowani użytkownicy mają nieograniczony dostęp do wszystkich artykułów na e-teatrze.

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Tytuł oryginalny

Teatr STU widziany intymnie

Źródło:

Materiał nadesłany

Dziennik Polski nr 41

Autor:

Wacław Krupiński

Data:

20.02.2016