Moniuszkowska kantata "Widma", napisana do II części "Dziadów", przez wiele dziesięcioleci stanowiła jedyną formę teatralnego bytu dramatu Mickiewicza. Potem zapomniana, grywana coraz rzadziej - doczekała się nowej inscenizacji w Teatrze Muzycznym w Gdyni.
Zadania tego podjął się Ryszard Peryt, przygotowujący widowisko na dużą skalę, uciekając się po pastiszowy sposób oglądu romantycznej inscenizacji. Na scenie więc pojawiają się aniołki ze świecącymi żaróweczkami w aureoli, obficie dymi, pasterka wjeżdża wraz z pagórkiem, zły pan nieomal broczy krwią. Poszczególne obrazki przypominają sztychy z epoki i ich jarmarczne przedłużenie, które możemy obserwować na odpustach. Ten inteligentny pomysł został jednak niepotrzebnie ujęty w drugi cudzysłów. Dotyczy to prologu, będącego wyjaśnieniem samego obrzędu dziadów, który podany został jako numer cyrkowy [(]włącznie z wybuchem świecy dymnej z ramy roweru). Pomysłowość reżysera przekroczyła więc barierę wdzięku, mieszając persyflaż ze studenckim kabaretem. Nie uchyla to zresztą specyficznej urody zasadniczej części widowiska, zwłaszcza zaś uznania dla chóru, świetnie przygotowanego przez Stanisława Królikowskiego. Dobrze się