W tym roku Olimpiada odbywała się pod auspicjami Instytutu im. Jerzego Grotowskiego. Duch reżysera i reformatora teatru ujawniał się podczas całego festiwalu, nawet w najbardziej egzotycznych okolicznościach - pisze Mirosław Kocur w miesięczniku Teatr.
Tegoroczna Olimpiada Teatralna zbiegła się z polityczną pacyfikacją Teatru Polskiego we Wrocławiu. W programie festiwalu znalazły się wprawdzie wrocławskie Dziady, pierwszy raz wystawione w całości, czy głośna w świecie Wycinka, ale były to łabędzie śpiewy, bo w najbliższej przyszłości spektakle te nie zagoszczą na Scenie im. Jerzego Grzegorzewskiego. Zmiany w Teatrze Polskim wywołały protesty mieszkańców miasta. Po raz pierwszy w dziejach teatru publiczność zbuntowała się nie przeciw artystycznym eksperymentom, ale w obronie artystów i kultury narodowej. Znakomity zespół, który zasłynął wybitnymi inscenizacjami polskich klasyków, nie tylko "Dziadów", ale też "Sprawy Dantona" czy "Termopil polskich", to wszak nasze dobro narodowe. Wspaniałe święto teatru światowego we Wrocławiu dowiodło, że istnieje wciąż duże zapotrzebowanie na sztukę z najwyższej półki. Grotowski, Grzegorzewski czy Tomaszewski wychowali bardzo wymagającą publi