W trudnej sztuce analizy współczesności stare strategie zastąpił młody teatr, który o sprawach społecznie doniosłych pragnie mówić bez aluzji i parabol - pisze Ewa Wąchocka w miesięczniku Śląsk.
W polskich teatrach zapanowała w ostatnim czasie przedziwnie intensywna moda na "Makbeta". Szkocka tragedia była w polskich dziejach jedną z rzadziej granych tragedii Szekspira; w ubiegłym sezonie pojawiła się na afiszu sześć razy (w przygotowaniu dwie dalsze premiery), co wobec trzydziestu paru inscenizacji przez sześćdziesiąt poprzednich lat jest liczbą uderzającą. Zdecydowana większość inscenizacji wydobywa na pierwszy plan wojenne tło, akcentując jego współczesny koloryt, w dwóch jako klucz interpretacyjny posłużyły wyraźne odniesienia do wojny w Iraku. Wojskowe mundury, militaria, strugi krwi, rzędy trupów na scenie zamkniętych w plastikowe worki budują porażającą wizję świata trawionego konsekwencjami nieobliczalnych decyzji polityków, mimo iż przeciętnemu widzowi jest ona znana bardziej z ekranu telewizora, niż z życia. Tylko w jednym przedstawieniu nie ma wojny, a historia zbrodni Makbeta, ukazana jako opowieść o mafijnych porachunkach,