Cud animacji leczy nas z antropocentryzmu i egotyzmu. Oczywiście, pod warunkiem, że potrafimy "podzielić się" naszym życiem z przedmiotem wykreowanym, czymś, co nie ma własnego życia - z lalką - pisze Halina Waszkiel w Teatrze Lalek.
Czy sztuce potrzebni są teoretycy, krytycy, badacze i komentatorzy? Czy potrzebne są definicje, opisy, oceny? Pośrednicy między twórcą a odbiorcą? Niektórzy wątpią. Co więcej, sztuka zawsze wyprzedza refleksję teoretyczną. Jeśli dzieło za bardzo przylega do sformułowanych już zasad, to jest epigońskie. Po co więc zajmować się nazywaniem tego, co już zaistniało na scenie, czyli przynależy do przeszłości? Może niepotrzebne są słowa, terminy, pojęcia usiłujące nazwać ulotny fenomen sztuki teatru, bo wystarczyłoby proste "podoba/nie podoba"? Takie pytania wymagają namysłu i szeroko udokumentowanej, solennej odpowiedzi. Esej to za mało, dlatego w tym miejscu zawęzimy poszukiwanie odpowiedzi tylko do teatru lalek i tylko do jednego terminu, używanego i nadużywanego: teatr ożywionej formy. Pojęcie "formy" jest dostatecznie pojemne, by móc je definiować na wiele sposobów, zależnie od potrzeb. Określenie "formy teatralne" bywa używane jako wytryc