I twarze ich były bezkrwiste I płacz ich nagle ustał... (Apollinaire) W głośnym eseju, zrodzonym przed trzema laty z rozgoryczeń warszawskich, pisał Konrad {#os#6236}Swinarski:{/#} "Większość naszych aktorów nie potrafi zagrać wielkiej namiętności, bo po prostu żadnej wielkiej namiętności nie zna". Namiętność... Któż jej w ogóle szuka we współczesnym teatrze? Czasem namiastki dostarczyć ma klasyczny repertuar. Tak jednak z reguły obcy wykonawcom, tak przeintelektualizowany przez reżyserów, że "namiętność" staje się w nim zaledwie zarysem uczuć, cieniem, przyzwanym bez przekonania z dalekiej przeszłości. Namiętność zresztą zda się dzisiejszej scenie rzeczą wstydliwą. Nawet w wypadku Swinarskiego pisze się więcej o jego ironicznym dystansie w stosunku do materii teatralnej, którą tworzy, niż o tak rzadkiej umiejętności przekazywania przeżyć w swej intensywności niemal ostatecznych. A przecież właśnie namiętno�
Tytuł oryginalny
Teatr Orientadesa czy teatr Tytanii?
Źródło:
Materiał nadesłany
Teatr nr 21