Markus Öhrn operuje obrazami i kliszami: Biblia, Szekspir, piosenki Lionela Richie, Joy Division czy Chrisa Isaaca. Zestawia niskie z wysokim, sacrum z profanum, odkrywcze myśli z banałem. Szkoda tylko, ze to wszystko rozciągnięte na trzy godziny - po spektaklu "Conte d'Amour" w CK Zamek w Poznaniu pisze Stefan Drajewski w Polsce Głosie Wielkopolskim.
"Conte d'Amour" Markusa Öhrna ściągnął do Poznania spore grono teatromanów z Polski. Trudno się dziwić, wszak to spektakl, który warto a nawet trzeba zobaczyć. Nawet jeśli nie do końca nas przekona. Markus Öhrn zastrzega, że nie jest reżyserem teatralnym, że trafił do teatru przypadkiem. Ale też "Conte d'Amour" nie jest zwykłym przedstawieniem. To hybryda, która łączy w sobie performens, instalację plastyczna, dokument wideo. Publiczność ogląda na ekranie to, co się rozgrywa w piwnicy domu otoczonego ogródkiem, jak w każdym austriackim czy niemieckim miasteczku. Czysto, schludnie, a w środku? "Conte d'Amour" nawiązuje wprost do historii dobrze znanych: Josefa Fritzla i jego córki Elisabeth, którą przez 23 lat gwałcił w piwnicy rodzinnego domu oraz Nataschy Kampusch i Wolfganga Prikopila. Kampusch została uprowadzona jako dziesięcioletnia dziewczynka, przez osiem i pół roku była więziona w jednej z piwnic podwiedeńskiego Strashoffu. Ucie