O teatrze i pandemii sporo już napisano. Pytania, które wydają mi się najistotniejsze wciąż jednak wibrują w powietrzu - pisze Dorota Ogrodzka w miesięczniku Dialog.
Czy teatr jest potrzebny w tym dziwnym, niejednoznacznym czasie epidemii, w którym wszyscy jesteśmy zanurzeni, a którego sami dobrze nie rozumiemy? Jeśli tak, to czym może być dla nas rozdzielonych, ogarniętych niepewnością, próbujących formułować krytyczne diagnozy zjawisk lub po prostu starających się łapać powietrze w wirze zmian, wahnięć i załamań dotychczasowych porządków i przyzwyczajeń? Czy instytucja teatralna przetrwa i jaki będzie jej kształt, profil i program za jakiś czas, gdy wszystko wróci do tak zwanej normy, lub gdy okaże się, że droga powrotu nie prowadzi tam, gdzie się zaczynała? Odpowiedzi w dużej mierze zależą od tego, czy w istocie i konsekwentnie uznajemy sztukę za grunt możliwy do budowania więzi i spotkania, wspólnego przeżywania, wspólnego wymyślania świata, być może lepszego niż ten, który znamy. Lubimy wszystkie te hasła deklarować i powtarzać, zwłaszcza w środowiskach progresywnych, nastawionych na sztuk�