Zespół Teatru Wybrzeże - zgodnie z piękną już tradycją - znowu stolicę nawiedził, znowu po kolejne słowa uznania. Żywy teatr, mądrze i z talentem kierowany! Teraz przyjechali z Norwidem, więcej, z Norwidową prapremierą. Jeszcze więcej: pokazali praktycznie i naocznie, że Aktora można, że warto grać. Nie na jubileuszu, nie dla szlachetnej i odświętnej fantazji reżysera. Ale najzwyczajniej, po prostu "repertuarowo": dla serii dobrych, trudnych ról (trudność zachętą dla mistrzów); dla akcji dostatecznie wyrazistej, a napakowanej po burty wiedzą o naturze ludzkiej; dla szlachetnej intencji. Bo nie jest to, jak przed chwilą słyszałem przez Radio Polskie, sztuka o banalnym morale, że trzeba pracować, że praca, nawet aktorska, nie hańbi. I że to już z współczesnością naszą mało ma wspólnych stycznych. Ejże! - sztuka o przekwalifikowaniu, i to jak skomplikowanym - z obszarnika w aktora - nie jest aktualna w Polsce? Teraz serio: przecież to sz
Tytuł oryginalny
Teatr: Norwid nie od święta
Źródło:
Materiał nadesłany
Przegląd Kulturalny Nr 9