Jak długo jeszcze różnego typu teatralni hochsztaplerzy będą czuli się bezkarni. I jak długo kasa państwowa będzie łożyła na antyteatr i finansowała przedsięwzięcia celowo podważające fundamenty wiary katolickiej, deprecjonujące nasze pamiątki narodowe i promujące ewidentne zło. Jak długo jeszcze teatr będzie politycznym narzędziem w ręku tych, którzy za jego pośrednictwem realizują swój plan wrogi człowiekowi - Temida Stankiewicz-Podhorecka posumowuje sezon teatralny w Naszym Dzienniku.
Z góry przepraszam tych artystów i twórców teatru, których powyższe słowa zawarte w tytule nie dotyczą. Nie o nich tu mowa. A wiem, że są jeszcze tacy, to ostatni Mohikanie broniący przyczółków sztuki, która za swój cel ma promocję prawdy, dobra i piękna. I ta wiedza daje nadzieję, że teatr nie wszystek jeszcze stracony. Ale, niestety, ogromną większość trudno już dziś nazwać teatrem. Dowodzi tego zakończony niedawno sezon 2009/2010. Podstawowym problemem dzisiejszego teatru w Polsce nie jest brak środków finansowych na realizację przedstawień, lecz świadomość twórców teatralnych, w której najczęściej dominuje brak jakiegokolwiek pozytywnego światopoglądu i pozytywnych inspiracji programowych. To sprawia, że teatr już od wielu sezonów tkwi w skierowanym przeciwko człowiekowi nihilizmie i negacji wszystkiego, co wiąże się z wartościami pozytywnymi, z ładem moralnym i harmonią funkcjonowania wartości podstawowych w społeczeństwie.