Gdyby nie Robert Bolesto, pies z kulawą nogą nie warknąłby o warszawskim Teatrze Powszechnym. Kiedyś niesłychanie zasłużonym, zwłaszcza za dyrekcji Zygmunta Huebnera, czyli 20 lat temu - pisze Piotr Gadzinowski w Przeglądzie.
Robert Bolesto, niszowy dramaturg, dostał posadę kierownika literackiego w tej skostniałej, zasuszonej trupie aktorskiej. Napisał "Regulamin pracy w Powszechnym", manifest artystyczny. Taki "Nuż w bżuhu!", Ważne były punkty 8. i 9. Czyli "Pierdol szanownego patrona" i "Młody jebie starego". Zapis młodzieńczego buntu przeciwko starym formom w teatrze. Podobnie jak punkt 7. - "Bufet jest do dupy". Nie miał on charakteru gastronomicznego, "bufet" to towarzystwo aktorskie przesiadujące, plotkujące w teatralnym bufecie. Symbol sitwy, towarzystwa wzajemnej adoracji. Te zawołania do buntu młodych przesłoniły mediom inne, szlachetne przesłania "Regulaminu" Bolesty. Zakładającego "pełną dyspozycyjność od początku do końca zaangażowanych w spektakl osób", fundamentalne dzisiaj pytanie "Praca w teatrze czy w TV?" oraz wezwanie do autokrytyki - "Nienawidzimy się generalnie". Pomimo że punkt 4. "Regulaminu" mówił "Nie podsłuchuj i nie kabluj", Bolesto został rych�