Jeszcze niedawno idąc na przedstawienie mogliśmy być pewni, że obojętnie, dokąd się udamy, na scenie będzie basen. Pierwszy raz pojawił się bodajże w "Bachantkach" tandemu Krzysztof Warlikowski-Małgorzata Szczęśniak i wkrótce stał się znakiem rozpoznawczym warszawskich Rozmaitości - pisze Aneta Kyzioł.
Te już wtedy wyznaczały trendy, więc wkrótce w pływalnię zmienił się m.in. Teatr Dramatyczny, gdzie podczas przedstawień "Płatonowa" w wodzie brodził Andrzej Chyra. W ubiegłym sezonie baseny były już passę, chociaż w tymże Dramatycznym znowu pojawiła się woda, tym razem w "Mewie" oldskulowego Krystiana Lupy. Ostatnio teatr, szukając kontaktów z tzw. prawdziwym życiem, anektuje nieczynne fabryki, garaże, strychy. A że w takich miejscach trudno o rozbudowaną machinę teatralną, dekoratorzy wnętrz odkrywają urok sprzętów przenośnych, najczęściej sportowych, i tak Michał Żebrowski w "Doktorze Hauście" ćwiczy na rowerku, Rafał Maćkowiak w wystawianym w Fabryce Trzciny "Grand 0" wyciska ostatnie poty na bieżni, zaś w firmowanej przez Laboratorium Dramatu sztuce Marii Spiss "Dziecko" młode japiszony walczą o formę na stepperach. Można zatem odnotować z satysfakcją, że teatr polski dba o kondycję. Na zdjęciu: scena z "Bachantek" w Teatrze R