Nie idzie tu o faustowskiego ludzika z fiolki, lecz o hybrydę, którą urodził Krzysztof Rau, ale się ojcostwa wyparł. Nie jest dziełem przypadku, że najnowsza premiera teatru Krzysztofa Raua to tytuł "Gianni, Jan, Jonan, Jonn, Juan, Wan, Jean ...". Trochę to przydługie i monotonne jak każda wyliczanka, ale ambicją spektaklu jest mówić prawdy uniwersalne, ponadczasowe i obowiązujące mniej więcej w tym samym stopniu Europejczyka czy Azjatę. Sygnalizuje to również tytułowy "Jan", imię tyleż popularne, co znaczące i to w skali od Janka Muzykanta do Janosika. Uniwersalizm "Gianniego..." wynika głównie z faktu, że scenarzysta Rau i autor słów do spektaklu - Darek Jakubaszek postanowili opowiedzieć jeszcze jedną historię człowieka zwyczajnego. Więc Jan się rodzi, uczy, pracuje i kocha, zmierzając nieuchronnie ku sklerozie "Złotego Wieku". Jest raz bardziej komiczny, raz tragiczny, poddaje się emocjom, to znów odkrywa, że cogito ergo su
Tytuł oryginalny
Teatr na cztery ręce
Źródło:
Materiał nadesłany
Kurier Podlaski nr 118