"Ostatnie dni ludzkości" Karla Krausa to potężna epopeja ukazująca pierwszą wojnę światową od jej wybuchu po upadek Cesarstwa Austro-Węgierskiego. "Przedstawienie tego dramatu, które wg ziemskiej miary czasu zajęłoby dziesięć wieczorów, pomyślane jest dla teatru na Marsie" - uprzedzał lojalnie autor owych 220 scen z prologiem i epilogiem na 800 stronach druku. Apokaliptyczną wizję zagłady ludzkości wydał Kraus w 1922 r. i aż do kresu życia w 1936 r. nie ujrzał swego utworu (poza drobnymi fragmentami) na scenie. Poradził sobie inaczej. Zaczął czytać dzieło podczas swych wykładów, wcielając się po kolei w role wszystkich postaci. Ci, którzy go słyszeli, twierdzili, że w porównaniu z jego wieczorami teatr wydaje się nudny. Do identycznego wniosku można dojść oglądając premierę polską "Ostatnich dni ludzkości" w Teatrze Powszechnym - i to pomimo faktu, że się nie było świadkiem autorskiej interpretacji tekstu. Reżyser Piot
Tytuł oryginalny
Teatr mój widzę totalny
Źródło:
Materiał nadesłany
Rzeczpospolita nr 121