Zespół Teatru Polskiego nie boi się zmiany, nie czuje strachu przed nowym, czuje strach przed "starym" - pisze Ewa Siwek w Krytyce Politycznej.
Kiedyś organizatora pewnej imprezy zapytano, czy można na niej wystąpić w mundurze Wehrmachtu. Brak zgody spotkał się z oburzeniem i zarzutem, że "przecież nie pojawię się w dresie". Co ma wspólnego ta anegdota z konkursem na dyrektora Teatru Polskiego we Wrocławiu? Zapewne nic, poza smutną konstatacją, że cały czas zespół teatru stawiany jest w sytuacji wyboru pomiędzy jakimś "mundurem" albo jakimś "dresem", chociaż ostatnie 10 lat pokazało, że ani jeden, ani drugi uniform nie leży zupełnie na osi środków wyrazu, jakimi ten zespół z sukcesem do tej pory rozmawiał z publicznością. Europejska Stolica Kultury 2016, nie sama instytucja, która w kwestii Teatru Polskiego milczy niewzruszona, ale po prostu Wrocław, zamienia swój teatr w miejsce realizacji prywatnych aspiracji artystyczno-animacyjnych wicemarszałka Tadeusza Samborskiego, którego manifest teatralny wygłoszony ostatnio w "Gazecie Wyborczej" można streścić parafrazą "teatr mój widz