Mało już skłonny do rewolucyjnych przemian z sympatią patrzę, jak ostatni Mohikanin Maciej Englert wytrwale podtrzymuje tradycje Teatru Współczesnego; bez sympatii myślę o tym, co uczyniono z mojego niegdyś ukochanego Teatru Dramatycznego. Podziwiam drugiego Englerta, Jana, jak zręcznie manewruje flagowym okrętem polskiego teatru, choć nie wszystkie jego ruchy akceptuję. Martwię się, że Ateneum nie może poderwać się do lotu, i dobrze życzę Grzegorzowi Bralowi w Studiu. Melancholijnie wspominam Teatr Polski Dejmka, Łapickiego i Kiliana ze względu na moje osobiste z tym teatrem konszachty - felieton Janusza Majcherka na Dzień Teatru.
Przeglądając rubryki z repertuarem, spostrzegłem, że gdybym miał obecnie wybrać się na przedstawienie, znalazłbym się w nie lada konfuzji. Tyle się namnożyło nowych scen i scenek. Ich nazwy nic mi nie mówią, co najwyżej budzą skojarzenie z rysunkiem Sławomira Mrożka, pod którym widnieje podpis: "Klatka ze słoniem w polskim ogrodzie zoologicznym (słonia stanowi zastępczo znaczna ilość królików)". Z rezerwą odnoszę się też do nowych teatralnych adresów. Człowiekowi o pewnej skłonności do postawy zachowawczej miejsca, przestrzenie i siedziby obierane na użytek sceny muszą się wydawać cokolwiek osobliwe. Kto wie, czego się można spodziewać po takim na przykład Centralnym Basenie Artystycznym? Owszem, w latach powojennych na popularnej wtedy pływalni w gmachu YMCA kąpieli zażywał mieszkający obok Leopold Tyrmand, który zresztą to połączenie sportu z ablucjami opisał w swoim dzienniku. A teraz, proszę, woda dawno spuszczona i zamiast kraul