Pamiętacie jeszcze wysyp monumentalnych inscenizacji radzieckich dramatów w rocznicę Rewolucji Październikowej? Ze smutkiem donoszę, że narodziła się nam nowa świecka tradycja teatralna: premiera 11 września. Antywojenny dramat polityczny. W tym roku "święto" wypadło równo tydzień po Biesłanie. Pojechałem do Łodzi na "Wojnę matkę" - pisze Łukasz Drewniak.
Co może zrobić teatr ze współczesnością? Przenosić do teatru polityki, życia i wojny w sposób dosłowny nie można. To, co istnieje poza teatrem, będzie zawsze od niego silniejsze, dobitniejsze, straszniejsze, bardziej przejmujące. Jeśli teatr podejmuje z historią grę, musi mieć silne karty, cel, sens, potrzebę walki. To nie teatr kształtuje historię, ale historia wywraca sensy teatralne. Jedna ze scen z moskiewskiego "Tlenu" Wyrypajewa (premiera odbyła się we wrześniu 2002 roku), głosu rosyjskiego "pokolenia Nic", oglądana dzisiaj ma w sobie chorobliwą dwuznaczność, którą czują chyba sami artyści. Oto Wyrypajew z koleżanką w hidżabie na głowie pląsają w rytmie tańca "Egiptian walk". Ale my zamiast gagu, widzimy szachidki. Nie da się ukryć, że zamiast dosłowności w teatrze lepsza jest pigułka czasu. Z jej pomocą zaklinamy, próbujemy zrozumieć, powtarzamy okrucieństwo chwili. Pigułki czasu to wizualne cytaty, skradzione z życia kadry, kt�