Oczywiście w ciągu 50 lat nie zdarzały się same znakomite premiery. Opera w Bydgoszczy jak każdy teatr przeżywała lepsze i gorsze momenty, mniej lub bardziej udane dyrektorskie kadencje, kadrowe rotacje i ucieczki najlepszych solistów do innych zespołów. Mimo różnorodnych trudności następował jednak ciągły artystyczny postęp - pisze Jacek Marczyński w Rzeczpospolitej.
Najważniejszy - oprócz wielu premier - był entuzjazm, upór, a także niezmienna życzliwość bydgoskiego środowiska dla własnej opery. "Już dawno nie było w teatrze tyle frenetycznych oklasków, takich żywiołowych owacji, wprost entuzjazmu, jak na pierwszej premierze bydgoskiego Studia Operowego" - pisał "Ilustrowany Kurier Polski" w 1956 r. Słowa te potem wielokrotnie powtarzano przy kolejnych przedstawieniach, jakie przygotowywało Studio Operowe, potem Teatr Muzyczny, Opera i Operetka, wreszcie Opera Nova, bo takie nazwy w kolejnych fazach miała bydgoska instytucja. Oczywiście w ciągu 50 lat nie zdarzały się same znakomite premiery. Opera w Bydgoszczy jak każdy teatr przeżywała lepsze i gorsze momenty, mniej lub bardziej udane dyrektorskie kadencje, kadrowe rotacje i ucieczki najlepszych solistów do innych zespołów. Mimo różnorodnych trudności następował jednak ciągły artystyczny postęp - od premiery w 1956 r. zrealizowanej na w pół amatorskimi si