- W ogóle nie mam ochoty naprawiać rzeczywistości. Nie jestem też agitatorem. Uczestniczę w życiu jako człowiek piszący i w ten sposób wyrażam swoje poglądy. Rzeczywistość nie jest zadekretowana raz na zawsze, na szczęście. Dziś ludzie, po prostu, nie znają podstawowych tekstów, postaci, symboli kultury. Kiedy słyszę o nastolatku, który na widok krucyfiksu mówi: "o d'Artagnan!" - to co mam zrobić? - z dramatopisarzem Wojciechem Tomczykiem, o jego nowej sztuce i o Teatrze Telewizji, rozmawia Małgorzata Piwowar w Rzeczpospolitej.
"Rzeczpospolita": Czy Teatr TV ma dziś jeszcze sens? Wojciech Tomczyk: I to wielki. Za czasów mojej młodości najlepsi szli do teatru uprawiać sztukę: Jarocki, Wajda, Swinarski, Dejmek, Axer. Dziś teatr żywego planu przestał być takim miejscem. Znakomita część polskich teatrów jest zawłaszczona przez ludzi, którzy nie dbają o wystawianie sztuk, tylko prezentację swego wnętrza za pomocą kolaży. Z tego też powodu Teatr TV jest jeszcze ważniejszy, niż był kiedyś. Kto dziś, w epoce tak wielu możliwości obcowania z kulturą, potrzebuje Teatru TV? - Dla wielu widzów jest on jedyną szansą na kontakt z kulturą wysoką. Nie zapominajmy, że wszechobecny film jest sztuką jarmarczną. Współczesne obrazy bazują na prostych technikach oddziaływania na emocje widza - wywołując najprostsze emocje zbiorowe. Nie o to tu chodzi. Człowiek może przeżyć całe życie bez teatru, opery czy muzyki poważnej, ale media publiczne mają obowiązek dania mu sza