Stalinowski terror jako komedia slapstickowa? Tak! Moskwa, rok 1936, apogeum wielkiej czystki. Zakończył się właśnie proces szesnastu, w którym skazano na śmierć m.in. członków Biura Politycznego Zinowiewa i Kamieniewa oskarżonych o współpracę z największym wrogiem Stalina Trockim. W ciągu najbliższych dwóch lat siedem milionów ludzi zostanie aresztowanych z tego samego powodu, z czego dwa miliony umrą w łagrach, a milion od kul NKWD. Dom nad rzeką Moskwą, specjalny kompleks rządowych budynków dla wysokich urzędników, który wiele lat później opisze w swojej powieści Jurij Trifonow, z dnia na dzień pustoszeje i coraz więcej mieszkań czeka na nowych lokatorów. W tej ponurej atmosferze rozgrywa się akcja spektaklu Macieja Pisuka. Nocą w swojej daczy pod miastem Stalin słucha jazzu i pije wódkę z zaufanymi ludźmi - Wiaczesławem Mołotowem i Lazarem Kaganowiczem. Pierwszy jest komisarzem spraw zagranicznych i premierem, drugi jego
Tytuł oryginalny
Teatr komunistycznego absurdu
Źródło:
Materiał nadesłany
Gazeta Wyborcza - Stołeczna nr 27