To był piękny, słoneczny i ciepły weekend. Kupiłem bilet, wsiadłem w pociąg i udałem się na wschód, dwieście kilometrów z okładem. Przyjechałem punktualnie. Potem jeszcze tylko bus spod dworca, trzydzieści minut drogi i jestem na miejscu. Supraśl jest cudowny - pisze Mike Urbaniak w felietonie dla e-teatru.
Jest taka scena w "Aniołach w Ameryce" Tonego Kushnera kiedy Roy Cohn odbiera dziesiątki telefonów i naciskając nieustannie kilkanaście guzików załatwia setki spraw. Dzwoni do niego także pani Hollins (ma głos jak kierowca ciężarówki), żona sędziego Hollinsa (on brzmi jak Kate Smith) z prośbą o załatwienie biletów na "Koty" na Brodwayu. Kiedy na koniec rozmowy pani Hollins pyta Cohna, o której jest spektakl, ten odpowiada zirytowany: "O ósmej. Teatr jest zawsze o ósmej. Pierdoleni turyści". To był piękny, słoneczny i ciepły weekend. Kupiłem bilet, wsiadłem w pociąg i udałem się na wschód, dwieście kilometrów z okładem. Przyjechałem punktualnie. Potem jeszcze tylko bus spod dworca, trzydzieści minut drogi i jestem na miejscu. Supraśl jest cudowny. Wszędzie mnóstwo zieleni, drewniane domy, wspaniały prawosławny monastyr z monumentalną cerkwią obronną, Pałacem Opatów i Muzeum Ikon, bulwary nad rzeką, wielkie pole rabarbaru, osiemnastowiec