ŁUKASZ CZUJ jest reżyserem od zadań specjalnych. Jego zainteresowania koncentrują się wokół absurdu w służbie ludzkości. Służbie trudnej i brudnej, bo ze spektakli Czuja płynie wniosek, że absurd zwykle kwitnie i służy za ostatnią deskę ratunku w warunkach ekstremalnych, w opresyjnych państwach, w atmosferze zbliżającej się zagłady.
Stąd u Czuja fascynacja twórczością Oberiutów ("Tango Oberiu"), dekadencją niemieckiego kabaretu lat 30. ("Opowieści jedenastu katów") czy groteską u Bułhakowa ("Mistrz i Małgorzata"). Jednym z projektów, do których od dawna się przygotowuje, jest realizacja dramatu "Komedia obozowa" Roya Kifta, opartego na historii kabaretu Karuzela działającego w getcie w Terezinie. Z reżyserem rozmawiamy tuż przed premierą przegotowywanej przez niego adaptacji "Przygody fryzjera damskiego". Ultramaryna: Na ile "Przygoda fryzjera damskiego" jest przedstawieniem uniwersalnym, a na ile czerpie z tła powieści, to znaczy z pokazanego w krzywym zwierciadle klimatu frankistowskiej Hiszpanii? Łukasz Czuj: Nie przenosimy jej w żadne inne realia. Oddech faszystowskiego systemu pozostaje w tle. Jest on zresztą podobny do tego, co się stało u nas. My też wyszliśmy z podobnego systemu i ten system pozostał nam w głowach, zachowaniach, sposobie myślenia, pewnych systemach war