Przed premierą monodramu "Koncert życzeń w TR Warszawa Danuta Stenka opowiada Jackowi Cieślakowi Rzeczpospolita o samotności współczesnych ludzi i gwiazd.
Jest pani na scenie sama, otoczona widzami - jak pod mikroskopem, podglądana. Musiała sobie pani stworzyć własne cztery teatralne ściany, żeby poczuć się komfortowo? Danuta Stenka: To sytuacja wyjątkowa, również dlatego, że po raz pierwszy gram monodram. Wracając do ścian... Byłam pełna niepokoju do czasu prób, kiedy pojawili się pierwsi widzowie. Bałam się, że zdenerwowana ich bliskością nie będę w stanie ukryć drżenia dłoni. Do roli samotnej kobiety na skraju załamania nerwowego to akurat by pasowało. - W pewnych momentach... Założenie jest natomiast takie, żeby widzowie mogli krążyć wokół sceny i przyglądać się tej kobiecie w jej mieszkaniu z różnych perspektyw, przybliżać się, oddalać. Na premierze krakowskiej pojawiło się zbyt wielu widzów, otoczyli scenę, okleili ją kilkoma rzędami i tak trwali do końca spektaklu. Wtedy powstał pomysł, żeby otoczyć scenę czerwonym sznurem niczym eksponat w muzeum, ekspozycję i w ten