"W mrocznym mrocznym domu" w reż. Grażyny Kani w Teatrze Narodowym i "Hamlet" w reż. Macieja Englerta w Teatrze Współczesnym w Warszawie. Pisze Jacek Wakar w Więzi.
Amerykański pisarz Neil LaBute wydawał mi się do tej pory dostarczycielem nie najgorzej skrojonych sztuk obyczajowych, w których z wprawą mieszał sprawdzone składniki. Odrobina psychologii, źdźbło sensacyjnej intrygi, łyżeczka seksu, na okrasę coś z pogranicza normalności i ekscesu. Taka była choćby "Gruba świnia", a przede wszystkim grany przed kilkoma sezonami, jak Polska długa i szeroka, "Kształt rzeczy". Nigdy nie byłem przesadnym zwolennikiem twórczości LaBute'a, uważając, że jego miejsce jest raczej w scenariopisarstwie, co zresztą skrzętnie wykorzystał Hollywood, by potem schlebiać sobie, że zatrudnia również artystów ze zdecydowanie wyższej niż standardowa półki. W mrocznym mrocznym domu to jednak inna klasa, inny ciężar, inny gatunek. Narodziny pisarza poważnego kalibru. Kogoś, kto może uważać się - przy zachowaniu wszelkich proporcji - za pełnoprawnego spadkobiercę najlepszej tradycji amerykańskiego dramatu, uosabianej przez Te