Czy ten, który opuszcza teatr w proteście, oddaje największy mu hołd? - zastanawia się w swym pierwszym środowym felietonie Igor Stokfiszewski
"Teatr oraz zgromadzenie są dwiema solidarnymi formami tego samego podziału zmysłowości, dwoma obszarami heterogeniczności, które Platon musi za jednym zamachem odrzucić, aby stworzyć swoje Państwo jako organiczne życie wspólnoty". To zdanie zanotowane niegdyś przez Jacquesa Ranciere'a od dłuższego czasu nie potrafi mnie opuścić. Krąży nade mną, stawia się, wypowiadane w najmniej oczekiwanych momentach. Przed snem. Krótko po przebudzeniu. To, co wspólne organicznemu życiu nas wszystkich i wydarzeniu teatru odnajduje jeden mianownik w szeregu metafor, które fala dwudziestowiecznej filozofii wyrzuca raz po raz na brzeg pamięci: "społeczeństwo spektaklu", "symulakrum", tzw. "aktor społeczny", wreszcie - "teatr i zgromadzenie". Ale jeśli pierwsze określenia przywodzą na myśl społeczny performance, wspólnotową zabawę w odgrywanie konwencjonalnych ról, obsadę w spektaklu życia, to intuicje Ranciere'a są innego obrządku. Zgromadzenie, lud to istny t