Nie wiem, czy to dobrze, gdy - jak mówią - źle się gdzieś dzieje, a efekty tego są dobre? Proszę mnie nie posądzać o tworzenie tanich paradoksów. Ani o chęć zaprezentowania w ten sposób sztuki Stanisława Ignacego Witkiewicza "SZEWCY" granej ostatnio w Teatrze Kameralnym im. H. Modrzejewskiej. Czyli - filii Teatru Starego. Wstępne zdanie dotyczy właśnie Starego Teatru. Rozprzestrzeniły się bowiem od jakiegoś czasu pogłoski, że ogarnął tę scenę kryzys, że niesnaski wewnątrz zespołu, zadrażnienia i pretensje wzajemne między kierownictwem a aktorami, że coś nie tak, jak być powinno - podczas gdy kolejne premiery teatru zaskakują artystycznym poziomem. Wstrząsają świeżością. Atakują wyobraźnię i umysły widowni z taką mocą, na którą przecież nie mógłby się zdobyć organizm schorzały, rozbity wewnetrznie, porażony bezwładem... Więc widocznie - mimo tych, czy owych konfliktów (a gdzież my to mamy życie
Tytuł oryginalny
Teatr i "Szewcy"
Źródło:
Materiał nadesłany
Gazeta Krakowska Nr 150