Jakie mi szkoda, jakże mi żal, bo... opowieści i powieści Trumana Capote'a cenię, lubię i doceniam, od lat pasjonuje mnie także wszystko to, co napisze Stanisław Dygat, a o sukcesach reżyserskich Kazimierza Kutza wiem przecież sporo, tyle co wszyscy chodzący do kina i czytający filmowe recenzje. Więc jak to jest? Dlaczego panowie Dygat (adaptator prozy Capote'a) i Kutz (reżyser spektaklu teatralnego w Katowicach) uraczyli nas przedstawieniem zaprzeczającym niejako z góry wszystkim regułom dobrej telewizyjnej gry? Półtorej godziny trwała ta opowieść zatytułowana "Sceny z życia Holly Golightly" - tyle niemal (jak ktoś złośliwy zauważył) ile należałoby spożytkować na przeczytanie i opowiedzenie pierwowzoru, czyli "Śniadania u Tiffany'ego". Błąd to pierwszy i na Boga niezwykle zasadniczy, bo sądząc po sobie i bliźnich nikt nie miał cierpliwości, by wytrwać przy telewizorze bez chwili przerwy! Oczywiście, rzecz całą (nawet tak rozciągniętą!)
Tytuł oryginalny
Teatr i poza Capote'a
Źródło:
Materiał nadesłany
Życie Warszawy nr 27