Siedzę na widowni i trochę banalnie rozmyślam, że błogi to moment, kiedy w teatrze gaśnie światło. Za chwilę zacznie się spektakl, ale nie wiadomo jeszcze, jaki on będzie, czy uwiedzie, czy raczej wkurzy widzów. Od tych pierwszych kilku minut dużo w gruncie rzeczy zależy - pisze w felietonie dla e-teatru Paweł Sztarbowski.
Siedzę zatem na widowni. Właśnie ma się zacząć spektakl. Nagle drzwi się otwierają i od strony szatni wtacza się jakaś zdyszana para, odrobinę sobie poszeptując. Wśród lewobrzeżnej części widowni wywołuje to oczywiście lekki niepokój. Może to takie alternatywne rozpoczęcie? Teatr przyzwyczaił już widzów do tego rodzaju interakcji. Ale tym razem właśnie zaczyna się spektakl po bożemu, na scenie. Wspomniana wcześniej sympatyczna para przycupnęła więc gdzieś w najbliższym sobie rzędzie. Spektakl trwa. Po kilku minutach coraz głośniejszymi szeptami znów daje o sobie znać wspomniana już para. Trwa jakaś zażarta narada. Namawiają się chwilę, debatują. W końcu z biletami w rękach chyłkiem biegną do jednego z pierwszych rzędów. Na szczęście są przystawki, więc siadają na bocznych miejscach. Spektakl trwa w najlepsze, zawiązuje się jakaś intryga, ale widowiskiem staje się para, która po paru chwilach rusza do boju i w drugim czy tr