EN

22.11.2007 Wersja do druku

Teatr i kaczyzm

Warszawska plotka głosi, że jedynym artystą, którego zmartwił wynik ostatnich wyborów, był Jan Klata. Jego "Szewcy u bram" są trzy tygodnie po wyborach
emocjonalnie spóźnieni. Opisują świat i polityków, którzy dostali właśnie niezłe manto. I tak oto runęła na pysk cała koncepcja nowego polskiego teatru politycznego. Skończyła się epoka teatralnej wojny z Pis - pisze Łukasz Drewniak w Przekroju.

Od kiedy to polski teatr zaczął kaczkami straszyć? Przed każdą komisją I zaświadczę, że od samego początku! Pamiętam, była przedwyborcza sobota jesienią dwa lata temu. I Siedziałem na premierze spektaklu Michała Borczucha "Wielki człowiek do małych interesów". Tytuł nie ostrzegł przed grozą tego, co miało nastąpić nazajutrz w wyniku suwerennej decyzji narodu. Gdzieś w połowie przedstawienia w jednej z improwizowanych scen młody, sympatyczny aktor zaczął czytać gazetę z listą zwycięzców kolejnych społecznych plebiscytów. 1997 - AWS, 2001 - SLD. Gdy doszedł do 2005 roku, bez namysłu wypalił - kaczory! Najpierw bardzo się zdenerwowałem, ze to zakamuflowana agitacja w ciszy wyborczej. Potem miesiącami zachodziłem w głowę: skąd on to wiedział? No skąd? Od tego dnia przestałem go lubić. Polubiłem za to Teatr Wiczy. Mały teatr offowy z Torunia, Rydzykowej twierdzy, i jego happeningowo-muzyczną wariację na temat "Cesarza" Kapuścińskiego

Zaloguj się i czytaj dalej za darmo

Zalogowani użytkownicy mają nieograniczony dostęp do wszystkich artykułów na e-teatrze.

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Tytuł oryginalny

Teatr i kaczyzm

Źródło:

Materiał nadesłany

Przekrój nr 47/ 22.11.07

Autor:

Łukasz Drewniak

Data:

22.11.2007

Wątki tematyczne

Realizacje repertuarowe