Nie zapomnę nigdy owego silnego, siwiejącego mężczyzny w skórzanej kurtce, który swobodnym krokiem wychodził na małą scenkę krakowskiego teatru "7 kotów" i mówił tak dźwięcznym, organowo-lirycznym głosem swe cudowne wiersze. Wiele lat minęło od tego czasu. Konstanty Ildefons Gałczyński już nie żyje. Ale jego poezja została z nami jako trwała wartość naszego życia i polskiej literatury. A oto okazuje się, że została po Konstantym nie tylko "liryka, liryka, tkliwa, dynamika, angelologia i dal", nie tylko i świetne utwory satyryczne, lecz również teatr, teatr z najprawdziwszego zdarzenia. Gałczyński zawsze flirtował ze sceną i miał do niej słabość. Jeszcze przed wojną w roku 1935 napisał "Heroda i gwiazdy", a w 3 lata później "Sierpniowy kwartet", dwie pełno-spektaklowe sztuki. Tworzył też słuchowiska radiowe, takie, jak "Bal zakochanych" i "Mężczyzna w damskim kapeluszu". Wraz z Adame
Tytuł oryginalny
Teatr Gałczyńskiego
Źródło:
Materiał nadesłany
Trybuna Ludu nr 40