Właściwie było do przewidzenia, że po potężnym poprzednim sezonie teatralnym ten mijający będzie trochę nijaki. Owszem, powstało kilka premier wybitnych ("Tango", "Babel", "Niech żyje wojna!"), ale nie stworzyły żadnego nowego pejzażu. Poza wybieraniem teatralnych rodzynków i czekaniem na jakiś istotny debiut zajmowaliśmy się głównie analizą obowiązujących w scenicznym mainstreamie mód. Jednym z najciekawszych i zaskakujących trendów okazał się ten, który pod pretekstem robienia teatru kazał grać na scenie muzykę na żywo, zmieniać aktorów w instrumentalistów. Przyjrzyjmy się tej fascynującej próbie liftingu teatru za pomocą rockowych atrybutów - pisze Łukasz Drewniak w Przekroju.
Krystian Lupa, Krzysztof Warlikowski, Grzegorz Jarzyna czy Jan Klata pracowali głównie za granicą - w Hiszpanii, Niemczech i we Francji - przenosząc estetyczną i ideową rywalizację o rząd dusz na europejskie podwórko. Tymczasem my tu, w Polsce, poza wybieraniem teatralnych rodzynków i czekaniem na jakiś istotny debiut zajmowaliśmy się głównie analizą obowiązujących w scenicznym mainstreamie mód. Jednym z najciekawszych i zaskakujących trendów okazał się ten, który pod pretekstem robienia teatru kazał grać na scenie muzykę na żywo, zmieniać aktorów w instrumentalistów. Przyjrzyjmy się tej fascynującej próbie liftingu teatru za pomocą rockowych atrybutów. Koledzy Nergala Na afiszu łódzkiego Teatru Powszechnego tytuł "Kochanowo i okolice" [na zdjęciu] Przemka Jurka. Opowieść o upadkach i wzlotach deathmetalowego zespołu Exterminator spod Kłodzka zmuszonego przez miejscowego wójta do występów na ludowych festynach z typowo biesiadnym repertu