"Ania z Zielonego Wzgórza" w reż. Jana Szurmieja w Teatrze Zagłębia w Sosnowcu. Pisze Henryka Wach-Malicka w Dzienniku Zachodnim.
Trzeba mieć naprawdę niezwykle silną osobowość, by przetrwać w zbiorowej wyobraźni ponad 100 lat i w dodatku cieszyć się niezmienną sympatią czytelników. Ta sztuka udała się Ani Shirley z Zielonego Wzgórza, choć pewnie autorka jednej z najpoczytniejszych książek XX wieku nie byłaby zachwycona dzisiejszym odbiorem rudowłosego diablątka jako "uroczej dziewczynki". W tej mierze czas zmienił znaczenie książki Lucy Maud Montgomery, która w 1905 roku była lekturą rewolucyjną. "Ania z Zielonego Wzgórza" zaprzeczała schematowi dobrze ułożonej panienki, której obowiązki sprowadzały się do składania buzi w ciup i wytresowanych dygnięć. Ania rzeczywiście była urocza, ale także spontaniczna, pomysłowa i pyskata. Była prawdziwa. Trudno, by stało się inaczej, skoro większość jej przeżyć to zakamuflowana biografia samej pisarki. Warto o tym pamiętać przy ocenie scenicznej realizacji "Ani z Zielonego Wzgórza" w Teatrze Zagłębia w Sosn