"Wschody i Zachody Miasta" Roberta Urbańskiego nie są zwykłą sztuką teatralną, a reżyserska robota Jacka Głomba nie mieści się w kategoriach tradycyjnej estetyki teatru
"Wschody i Zachody Miasta" mają wszystkie zalety i wady opowieści epickiej. Namiętność splata się tu z histerią, patos z grubym śmiechem, a historia z banałem codzienności. Reżyser Jacek Głomb i autorka scenografii Małgorzata Bulanda przypomnieli, że tragedie mają realny kształt, jakby wychodziły spod naszej ręki. Oczywiście, można wskazać słabości tego zdarzenia teatralnego. W niemal czterogodzinnym maratonie są dłużyzny. Słuchamy wielu banalnych dialogów, pozwalających domyślać się jak w telenoweli, co jeszcze się zdarzy. Drażni rozmiłowanie autora w wizji jedności Europy i barbarzyństwa Wschodu. Aktorzy miewają chwile zawodowej słabości. Zdarza się niebezpiecznie często, że walka ze stereotypami złego Niemca budzi upiory innych stereotypów, zwłaszcza dotyczących Rosjan. Ale równocześnie spektakl o dziejach artystów niemieckiego teatru w Legnicy wzrusza. Dokonuje swoistej obywatelskiej inicjacji. Tworzy wizję małej ojczyzny, siln