Któż ośmieli się twierdzić, że Kamiński, Zelwerowicz, Osterwa, Schiller lub Jaracz to byli ludzie "sprawiedliwi"? Nie: wymagający, gwałtowni, stronniczy w sądach, despotyczni w aprobacie i nienawiści, ale właśnie "sprawiedliwi". Nie byli nimi na pewno w tym sensie, w którym używają dzisiaj słowa "sprawiedliwość" członkowie zespołów aktorskich na swoich zebraniach, wiecach i naradach - pisał Erwin Axer w "Listach ze sceny".
Pouczano mnie z dawien dawna, że w teatrze należy się strzec wołających o sprawiedliwość: tych, którzy żądają czegokolwiek dla siebie, lub, co gorsza, dla innych - w imię sprawiedliwości. Dobry aktor żąda roli lub pieniędzy, sławy, przywilejów i stanowiska, wchodzi w konflikty z dyrekcją, odchodzi z zespołu z korzyścią dla innych teatrów lub pozostaje dla dobra swojego teatru. Zły aktor domaga się sprawiedliwości. Nie żąda niczego dla siebie, za to wszystkiego dla sprawiedliwości. Łączy się z innymi złymi aktorami, znajduje się w większości i obala dyrekcję. Teatr przechodzi konwulsje, nowa dyrekcja zostaje ustanowiona i pada, jeżeli nie trzyma się zasad sprawiedliwości. Tak więc sprawiedliwość byłaby przekleństwem teatru. Czemu więc należy przypisać fakt na pozór paradoksalny, że w Reducie i Teatrze im. Bogusławskiego, w Ateneum i w Polskim nie brak było ludzi zadowolonych ze swojego teatru, nie brak było patriotów, którzy by d