Wypowiadanie się o nowej premierze Teatru Dramatycznego w Warszawie to niebezpieczna sprawa. Może odjebać łapkę, która wystukuje te zdania, może też pociągnąć za sobą uderzenie pałą w łeb - pisze Maciej Nowak w Przekroju.
No cóż, mnie tyle łapek odjebało i tyle razy pałą w łeb zarobiłem, że jestem medycznym fenomenem, którego istnienie dowodzi, że nie tylko jaszczurkom odrastają ogon i inne członki. Łysym grubasom również. Moja śmiałość wynika z faktu, że sprawę widzę nieco inaczej niż pozostali komentatorzy. Otóż mnie bardzo cieszy sukces czechosłowackiego teatru w Warszawie. Mam wiele sympatii dla artystów z CSSR i z bólem patrzyłem najpierw na rozpad ich wspólnego państwa, później - na uwiąd tamtejszego teatru, którego, co prawda, nikt nigdy nie traktował specjalnie poważnie, ale przynajmniej wszystkich bawił. Kilka lat temu czeskie władze wpadły na pomysł, by dotacje dla teatrów uzależnić od frekwencji, co spowodowało, że na wsparcie publiczne mogą liczyć przede wszystkim teatry rozrywkowe. Nikt nie wziął sobie tego bardziej do serca niż następca kuratora Nowosilcowa, zarządzający warszawską kulturą. I dlatego taką troską otoczył Tadeusza