W teatrze można zrobić dobre przedstawienie bez efektownych zabiegów formalnych - o "Oskarze i Pani Róży" w reż. Dariusza Taraszkiewicza w Teatrze Arka we Wrocławiu pisze Tobiasz Papuczys z Nowej Siły Krytycznej.
"Oskar i Pani Róża", powieść Erica Emmanuela Schmitta, nie zrobiła na mnie większego wrażenia. Przeczytałem ją obojętnie. W moim odczuciu to tekst bez zbytnich walorów literackich, a i sama opowiedziana przez Schmitta historia nie wzbudziła mojego zachwytu. Podobne wrażenia miałem po obejrzeniu "Oskara" - spektaklu Teatru Telewizji w reżyserii Marka Piwowskiego. Nie muszę więc mówić, że na najnowszą premierę Teatru Arka szedłem w nastroju naznaczonym mimowolnym sceptycyzmem. Wątpiłem, że z tego tekstu można w teatrze cokolwiek ciekawego wydobyć. I bardzo się tym razem pomyliłem. Poznajemy historię Oskara (w tej roli Leonid Zemtsow), dziewięcioletniego chłopca, który jest nieuleczalnie chory. Cały jego świat to szpitalne łóżko. Bohater opowieści, namówiony przez panią Różę (Renata Jasińska), postanawia doświadczyć życia w całości. Zdaniem lekarzy zostało mu jednak tylko dwanaście dni. Nie zamierza ich zmarnować. Każdy dzień trak