W programie teatralnym - bardzo ciekawym i starannie przygotowanym -. znajduje się m.in. list Elizy Orzeszkowej do Michała Bałuckiego, a w liście opinia o "Domu otwartym": "(...) od tej komedii powiał na kraj wybuch szczerego, zdrowego śmiechu - który, jak potrzebny w ponurym życiu naszym, nikt nie wypowie".
Szczery i zdrowy śmiech przydałby się i dziś, w naszym znowu ponurym życiu. Pewnie mieli to na względzie realizatorzy przedstawienia w Teatrze Rozmaitości, ofiarowując nam "Dom otwarty" na karnawał. Niestety, zamiast radością, ze sceny powiało smutkiem. Rozśmieszanie na siłę nie bawi. Czasem wprawdzie Wicherkowskiemu (Jerzy Kramarczyk), który nieomal wychodzi ze skóry byle rozbawić publiczność, udawało się wywołać uśmiech. Pocieszny był też Fujarkiewicz (Edward Wichura), "skończony farmaceuta", zwłaszcza w scenie, gdy upomina się o zamienione kalosze. Szkoda, że ginie w tłoku, pośród nadmiaru reżyserskich pomysłów, Fikalski (Maciej Wolf), któremu brak tu wdzięku i lekkości, a przecież jeszcze kilka lat temu można było przekonać się, że to postać arcyzabawna, dająca aktorowi szansę stworzenia popisowej roli (brawurowo zagrana przez Jerzego Stuhra w krakowskim Starym Teatrze w montażu "Z biegiem lat, z biegiem dni..." w reżyserii Andrz