Tego dnia straszyło w Anglii i w Polsce. W kościele Świętej Trójcy w Stratfordzie nad Avonem, William Shakespeare przewracał się w grobie. A w Warszawie, w socrealistycznym Pałacu Kultury, w czasie spektaklu łódzkiego teatru w sali Teatru Dramatycznego, słychać było jęki i trzaski. To duch wielkiego dramaturga przeżywał katusze patrząc na scenę i nie mogąc pojąć, o co chodzi... To publiczność, która nie mogła usiedzieć spokojnie oglądając przedstawienie, kręciła się i wierciła. Reżyser zrezygnował z podziału sztuki na pięć aktów, były więc tylko dwie odsłony i jedna przerwa. Gdyby było ich więcej nie wiem, czy ktoś by obejrzał przedstawienie do końca. A tak czmychnęła tylko część widowni, uchodząc z życiem przed krwiożerczymi wampirami z Rzymu rodem i rodzimą nudą. Ci, którzy zostali, byli świadkami jednego z największych mordów wszechczasów. Na tekście, który miast tragedią stał się w wykonaniu łódzkiego teatru
Tytuł oryginalny
Teatr
Źródło:
Materiał nadesłany
Razem nr 31