Teatr 6. Piętro kontra Teatr na Dole, czyli Joanny Szczepkowskiej pomysł na sztukę - pisze Jan Bończa-Szabłowski w Rzeczpospolitej.
Nazwy teatrów potrafią być przewrotne. Wdrapałem się kiedyś na szóste piętro, by obejrzeć "wyższy poziom teatru". I zobaczyłem coś bardzo bliskiego parteru. Aktorzy grający Czechowa zgrywali się w taki sposób, że aż bolały zęby. Nie zdziwiłem się, że Rosjanin prowadzący tę scenę z popularnym aktorem serialowym (kiedyś ponoć nadzieją teatru) niechętnie zaprasza tam recenzentów. Ale jest też w Warszawie od niedawna Teatr Na Dole, który powstał skromnie, bez szumnych zapowiedzi, rzeszy sponsorów oraz plejady celebrytów, czyli osób znanych z tego, że są znani. Nie razi efekciarstwem, tylko przypomina, że aktorstwo może być pasją, misją, ale też rodzajem dialogu z widzem. I dlatego chciałbym właśnie tej placówce poświęcić ten felieton tuż przed Dniem Teatru. A teatr ten jest ukoronowaniem wieloletnich marzeń o własnej scenie Joanny Szczepkowskiej. Pisanie o tej aktorce jest rzeczą trudną, szczególnie trudną, a nawet bardzo sz