Polski teatr roku 2010 to nie tylko Strzępka, Szczawińska, paru tancerzy i różne środowiskowe wojenki - a to między związkowcami a dyrektorami, a to między lewicą i oświeconymi konserwatystami, a to wreszcie między miejskimi decydentami a ludźmi, którzy chcieliby obejrzeć festiwalowe spektakle w Kaliszu za cenę mniejszą, niż wynosi czynsz za mieszkanie w Warszawie - pisze Witold Mrozek w Krytyce Politycznej.
Polski teatr jest wybitnie policentryczny-co do tego nikt nie ma już wątpliwości, piszę to tylko tytułem przypomnienia. Od Koszalina po Kraków, od Wałbrzycha po Olsztyn; po zdezelowanych torach pociągi jeżdżą coraz wolniej; przez niedofinansowanie publicznego transportu coraz więcej czasu zajmuje nadążanie za kolejnymi wypowiedziami na rozproszonej teatralnej agorze. Pisząc o tak rozległym przestrzennie, pokoleniowo, ideowo i estetycznie zjawisku, zawsze piszemy fragmentarycznie; zawsze z jakiejś perspektywy. Stąd zawsze narażeni jesteśmy na zarzuty-kumoterstwa, ideologizacji, lanserki Bo przecież polski teatr roku 2010 to nie tylko Strzępka, Szczawińska, paru tancerzy i różne środowiskowe wojenki - a to między związkowcami a dyrektorami, a to między lewicą i oświeconymi konserwatystami, a to wreszcie między miejskimi decydentami a ludźmi, którzy chcieliby obejrzeć festiwalowe spektakle w Kaliszu za cenę mniejszą, niż wynosi czynsz za mieszkanie w