W którym momencie dopadło mnie to pytanie? Czy od razu, jak się pojawiły pierwsze wieści z Warszawy, że Joanna Szczepkowska podczas premiery w Teatrze Dramatycznym spektaklu "Persona. Ciało Simone" w reżyserii Krystiana Lupy pokazała gołe pośladki i rzuciła fundamentalną kwestią "Tu jeszcze dalej można iść"? - pisze Wacław Krupiński w Dzienniku Polskim.
Bo przecież nie po poznaniu oświadczenia słynnego reżysera, który, dystansując się, uznał ów akt "za performerską inicjatywę aktorki". A może zrodziło się we mnie to pytanie po przeczytaniu wyjaśnień Szczepkowskiej: "Krystian Lupa w swoim przedstawieniu artykułuje takie wyzwania: Nie jest artystą ten, kto nie pokonuje ograniczeń. Nie jest artystą ten, kto nie ma w sobie obszaru kompromitacji. Aktor powinien dialogować z postacią i reżyserem. Powinien odejść od teatralizacji i włączyć swoją prywatność. W czasie premiery nie zrobiłam niczego ponad to". No, na pewno nie nasunęło mi się to pytanie po tym, jak aktorka ogłosiła, że po rozmowie z Krystianem Lupą ustalili, że jednak mimo owego "braku subordynacji" będzie grała rolę nadal. Zwłaszcza, że trochę później informowała, że Lupa listownie powiadomił ją o usunięciu ze spektaklu. Ani chybi pytanie to zrodziło się już później, gdy w "GW" czytałem rozmowę ze Szczepkowską