Pomysłu Janusza Szydłowskiego, żeby stworzyć w Krakowie teatr variété, nigdy nie traktowałem poważnie. Po pierwsze dlatego, że za jego pomysłodawcą nie stoją osiągnięcia gwarantujące wysoki poziom przedsięwzięcia; po drugie zaś ze względu na - jak mi się zdawało - małą szansę na zaangażowanie się w to przedsięwzięcie miasta. No i - przynajmniej w tym drugim przypadku - pomyliłem się - pisze Ryszard Kozik w Gazecie Wyborczej - Kraków.
Jak pisaliśmy wczoraj, radni i prezydent postanowili, nie zważając na brak solidnego biznesplanu ze strony pomysłodawcy teatru, lekką rączką wydać z kasy miejskiej 5 mln zł na zakup dawnego kina Związkowiec na siedzibę teatru. Do tej kwoty doliczyć trzeba jeszcze nieznaną dziś sumę na remont i wyposażenie budynku. Wszystko po to, żeby potem wynajmować obiekt po preferencyjnych cenach. Potwierdziła się stara zasada, że jak w Krakowie chodzi się i chodzi, to zawsze w końcu uda się coś wychodzić, zwłaszcza jeśli trafi się na dobry moment, a Janusz Szydłowski najwyraźniej na taki właśnie trafił. Oczywiście, miasto może się tłumaczyć, że odkupując budynek Związkowca, robi dobry interes, bo jeśli Szydłowskiemu się nie powiedzie, można tam umieścić jakiś inny projekt. Zapewne zresztą tak będzie i w przyszłości z tej inwestycji ktoś jeszcze skorzysta. Problem jednak w tym, że zakup tego akurat budynku nie załatwia żadnego z naprawdę