Po raz kolejny Izabella Cywińska pokazuje obrzydliwą ludzką duszę. Jej "Tartuffe", wystawiony najpierw w Poznaniu, a teraz w Omsku, jest następnym manifestem niezgody na zło. W sposób prostolinijny, szczery reżyserka wielokrotnie podkreślała, że właśnie ta niezgoda stanowi podstawową cechę jej twórczości. Molier, wystawiony tradycyjnie, w kostiumie, kompletnie ją nie interesuje. W ogóle nie interesują ją sztuki klasyczne. Tylko człowiek uwikłany w rozliczne sieci-zależności, które sami na siebie zastawią. Przed realizacją "Tartuffe'a" zetknęła się z zarzutem, że jej inscenizacja "Cmentarzy" Hłaski, dana rok temu, w Teatrze Nowym w Poznaniu, jest przebrzmiała, nieodkrywcza - w znaczeniu historycznym - że stalinizm przetrawiony przez film, literaturę, mnożące się publikacje, stał się w sensie poznawczym "oczywisty". Co jest jednak oczywiste, rozpoznane, nie musi, a nawet nie powinno być odłożone ad acta, wyniesione do schowków i piwnic. Fran
Tytuł oryginalny
"Tartuffe" złamany ponownie
Źródło:
Materiał nadesłany
Kultura nr 43