To spektakl dla widza obytego, który z działań scenicznych potrafi wyczytać esencję tańca nowoczesnego. Nie wiem, czy przyjmie się na łódzkiej scenie, ale jest z pewnością działaniem, które trzeba zobaczyć - o "Ophelia is not dead" w Teatrze Nowym w Łodzi pisze Marta Olejniczak z Nowej Siły Krytycznej.
Popularność programów rozrywkowych poświęconych tańcowi sprawiła, że w Polsce przeżywamy jego renesans. Tańczyć każdy może, trochę lepiej lub trochę gorzej. Sądzę jednak, że nasze przyzwyczajenie do rytmicznego przeskakiwania z nogi na nogę, zgrabne układy choreograficzne do muzyki, ich ilustracyjny charakter i wreszcie przekonanie, by przyjmował on formułę opowiadania o "czymś" konkretnym, jest wśród jego bogatej palety technik, historii i odmian elementem wciąż najczęściej poszukiwanym. Spektakl "Ophelia is not dead" idzie na przekór popularnym oczekiwaniom i zwraca się ku widzowi, który zechce, tak samo jak jego autorzy, stawiać sobie pytania dotyczące jego ekspresji i inspiracji podczas tworzenia. Tym razem bazą dla pracy stała się literatura. Postać Ofelii przywołuje Szekspirowski "Hamlet". Drogę w odczytywaniu, interpretowaniu postaci zdaje się modelować "Fale" Virgini Woolf. I tak, jak nieuchwytne są zapisane przez autorkę obrazy,